Nad Bugiem
Bugu nigdy nie lubiłem, bo jak już teraz wiem, nie miałem odpowiedniego podejścia do tej rzeki. Kilka razy podchodziłem do tego tematu i zawsze kończyło się rozczarowaniem. W głowie miałem kadry śp. Artura Tabora. Nie umiałem jednak na swoich zdjęciach zapisać panującego nad Bugiem klimatu. Tym razem postąpiłem inaczej niż zwykle i za wszelką cenę postanowiłem być jak najbliżej wody. Pchałem się samochodem nad sam brzeg i spacerowałem w poszukiwaniu kadrów. Dobrym tropem okazały się nieczynne co prawda przeprawy promowe. Można tam dojechać bez problemu, a okolica w dwóch przypadkach w Zabużu i Gnojnie okazała się bardzo urokliwa. W tym drugim miejscu zastała mnie noc i kolejny raz wpakowałem się do śpiwora w samochodzie. Kolejny dzień spędziłem na mozolnym pokonywaniu błotnistych dróg wzdłuż Bugu aż do Kamieńczyka nieopodal Wyszkowa. Odkryłem po drodze wiele niesamowitych miejsc i odczarowałem sobie Bug w głowie. Żałuję, że przez tyle lat błądziłem.
Podróż odpowiedzialna
Bilans mojej podróży pozytywnie mnie zaskoczył. Przez 4 dni miałem kontakt z ludźmi dwa razy na stacji benzynowej i raz w sklepie. Celowo unikałem skupisk ludzkich i pojechałem w środku tygodni, żeby uniknąć weekendowego ruchu. Zabrałem z domu wszystko co niezbędne do życia i obozowania z dala od cywilizacji. Miałem ze sobą namiot, ale kiedy okazało się, że w samochodzie jest bardzo wygodnie to podarowałem sobie tę opcję. Czy było łatwo zachować dystans? Tak. Czy było przyjemnie? Nie. Kilkudniowe milczenie i brak interakcji z mijanymi po drodze ludźmi były ogromnym minusem. Zapuszczałem się do maleńkich wsi gdzie ludzie stali przy płotach i wiem, że bez problemu nawiązałbym z nimi dialog. Ze względu na ich i własne zdrowie podarowałem sobie tym razem te ubogacające rozmowy. Podróż odpowiedzialna wymaga odpowiedniego zaplanowania i przygotowania. Mam wielką nadzieję, że pandemia COVID-19 szybko przeminie, a życie i podróżowanie wróci do normalności. Czy to jednak wiele zmieniłoby w mojej podróży? Raczej nie, bo poza kontaktami z przypadkowymi ludźmi nie miałbym szans na spotkanie kogokolwiek. Wróciłem też do korzeni, do spania w naturze, gotowania na własną rękę i wieczornego czytania książek w błogiej ciszy. Tak przed wieloma laty wyglądały moje pierwsze fotograficzne podróże na wschód Polski. Z namiotem przemierzałem Podlasie i spałem tam gdzie los mnie rzucił. Później przeniosłem się do agroturystyk, a zimą nawet do hoteli. Po latach stwierdziłem, że tracę przez to urok tej podlaskiej włóczęgi. W niej najważniejsza jest wolność. Podróż odpowiedzialna otworzyła moje oczy na to, że obcowanie z naturą, nawet bez aparatu, jest ogromną wartością samą w sobie. Dzięki kilku dniom w ciszy wyraźniej usłyszałem swoje myśli, a w mojej głowie zapanował porządek. Ot, jak widać nawet to co pozornie utrudnia życie może przynieść coś pozytywnego. Pandemia minie, a to czego się w jej czasie nauczymy i co zrozumiemy zostanie z nami na zawsze.