Nikłe światła czołówek powoli rysowały drogę zejścia z Kopy Kondrackiej. Czerwone Wierchy zalane styczniowym słońcem pozwoliły na chwilę zapomnieć o zimie, jednak tuż po zachodzie słońca zrobiło się naprawdę zimno. Do schroniska na Hali Kondratowej zeszliśmy już w zupełnych ciemnościach. Ciemności nocy będą w zimie zawsze towarzyszyły moim tatrzańskim plenerom. Jaka jest zima w Tatrach?
Zima w Tatrach
Zima w Tatrach chyba najbardziej przypadła mi do gustu i bywały lata, kiedy wybierałem się na plener nawet dwa razy w miesiącu. Głównym problemem była zawsze pogoda, a niekiedy jeśli już była to zagrożenie lawinowe nie pozwalało myśleć o wędrowaniu wieloma szlakami. Fotografowanie z Kasprowego Wierchu dawno mnie już znudziło, więc czekałem na lepsze warunki. Zdarzyło się raz w 2008 roku, że na najlepsze zimowe ujęcia czekałem do kwietnia, ale za to w 2010 roku uchwyciłem najlepsze kadry w grudniu. Taka to kapryśna jest zima w Tatrach ;-)
Przekleństwem zimowych Tatr jest „blacha” na niebie. Niestety to co najbardziej cieszy turystów i narciarzy dla fotografa jest małą katastrofą, bo obdziera sporą część zdjęcia ze smaku. Tylko kilka razy trafiłem idealnie – wyszedłem ponad pułap chmur i mogłem podziwiać niezwykłe widoki.
Groźne góry
Tatry zimą potrafią być niebezpieczne. Wiele szlaków jest nieprzetartych i może się okazać, że po zmroku ciężko będzie znaleźć drogę. Schodzenie „na krechę” odpada, bo wiele stoków jest mocno eksponowanych i taka eskapada może zakończyć się tragicznie. Kilka razy nieprzetarte szlaki zatrzymały mnie w drodze kilka kroków od celu. Atakowany trzy razy jednej zimy Ornak pozostał niezdobyty, a innym razem wróciłem się spod Starorobociańskiego Wierchu, bo mimo raków i czekana nie mogłem ustać na wietrze. Takie porażki zimą bolą bardziej, bo wysiłek poświęcony na dotarcie w te miejsca jest kilkakrotnie większy niż latem.
W ciemnościach
Plenery zawsze zaczynałem w ciemnościach nocy i prawie zawsze do samochodu docierałem jako ostatni. Krótki dzień wymuszał start w środku nocy, a później największym problemem było przetrwanie na górze do zachodu. Raz na Wołowcu zamarzły mi kanapki, a innym razem ułamałem ząb próbując ugryźć zamarzniętego snikersa. Największym problemem zawsze było picie, ale problem rozwiązałem zabierając kuchenkę gazową. Topiłem śnieg i w ten sposób miałem wielogodzinny dostęp do ciepłych płynów, chociaż nigdy nie udało mi się tej wody zagotować…
Radość powrotów
Uwielbiam to skrzypienie śniegu pod nogami w oświetlonej czołówką Dolinie Kościeliskiej. Ściąganie raków z butów to zawsze pewna ulga – udało się. Ciepły obiad na Ornaku, gorąca czekolada na Kalatówkach czy szarlotka w Murowańcu to takie akcenty, które na długo zostają w pamięci. Długo nie schodząca para z okularów i ta wewnętrzna radość, że się udało.
Na progu Alp
Mieszkam od 2014 roku u podnóża Alp. Mimo całkiem niezłej zimy, większych wysokości, ilości kolejek górskich i spektakularności panoram, nie znajduję tutaj takich cudów jak w Tatrach. Ten skrawek gór, tak cudownie wyrośnięty ponad miarę ma w sobie jakiś cudowny potencjał, który pozwala się uwiecznić tym, którzy bardzo tego chcą. Zima w Tatrach daje w kość. Daje czasem po pysku ciepłym halnym, a niekiedy lekki podmuch przyciąga chmury, które zabierają całą magię widoków. Nie wątpię jednak w to, że z Tatrami warto się ścigać i szukać piękna tych gór, które na długo zamykają usta i wtedy można już tylko patrzeć...
Chcesz być na bieżąco i nie przegapić kolejnego wpisu? Zapisz się na mój NEWSLETTER. Regularnie będę informował Cię o nowościach i ciekawostkach z moich podróży!