Zęby gór
Koła samolotu z impetem otarły się o płytę lotniska. Warszawa przywitała mnie ciepłym podmuchem wiatru. W tym samym czasie w Katowicach w najlepsze trwało rozstrzygnięcie konkursu na fotografa roku ZPFP w Okręgu Śląskim. Kiedy zadzwonił do mnie Artur pomyślałem, że to pomyłka i dopiero po chwili oddzwoniłem. Okazało się, że wygrałem! Spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba, bo zazwyczaj nie biorę udziału w konkurach, a jeśli już to kończyło się na wyróżnieniach. Moje „Zęby gór” przypadły do gustu jury i poniosły mnie do zwycięstwa. Jak powstało to zdjęcie?
Sierpień powoli dobiegał końca. Dolomity były wypełnione turystami po same brzegi. Razem z Januszem i Mirkiem postanowiliśmy mimo szczytu sezonu spróbować szczęścia. Tłumy były minusem, ale plusem był fakt, że wszystkie schroniska górskie i kolejki były otwarte. Pierwszym miejscem na naszej liście była Seceda. Decyzję o wyjeździe na górę podjęliśmy tak naprawdę na zjeździe z autostrady, bo prognozy nie były zachęcające – wieczorem miały nadciągnąć burze. Z jednej strony było to odstraszające, a z drugiej pociągające, bo mogło być ciekawie. Decyzja – ryzykujemy!
Jakoś to będzie
Na górę wjechaliśmy we mgle. Po 10 minutach chmury zaczęły się lekko podnosić, a my podeszliśmy z kolejki na szczyt. W powietrzu czuło się, że prognozy się sprawdzą. Ze wszystkich stron nadciągały ciężkie, burzowe chmury, a po niebie co chwilę przelatywały błyskawice. Do ostatniego momentu czekaliśmy na górze, a kiedy zaczęło naprawdę mocno padać i pioruny były blisko postanowiliśmy schować się przy budynku kolejki. Spotkaliśmy tam trójkę Włochów, którzy podobnie jak my nie mieli pomysłu co zrobić. Nasz plan zakładał „jakoś-to-będzie”, ale nie przewidzieliśmy, że budynek kolejki obklejony jest kamerami, a tabliczki informują, że przekroczenie linii uaktywnia alarm. Staliśmy więc jak banda pięciu sierot. Przyklejeni do ściany szybko przegraliśmy walkę z wodą. Goretexy i inne cuda zaczęły przemakać, a ja miałem wrażenie, że ktoś z wiadrem wody stoi mi nad głową. Ciemność lekko poprawiła naszą sytuację, bo zaczął padać śnieg. Nie było już tak mokro, ale zrobiło się zimno. Włosi postanowili dalej okupować ostatnie skrawki suchej ściany, a my ewakuowaliśmy się do stacji kolejki.
Otwarte drzwi
Spotkaliśmy tam dwójkę Czechów, którzy rozbijali namiot na tarasie pod dachem. Niechcący oparłem się o drzwi wejściowe, które okazały się otwarte. Za nimi czekał na nas ogrzewany hol, stoły, ławki i toaleta. Próbowaliśmy „dokrzyczeć” kogoś z obsługi, ale bezskutecznie. Stwierdziłem, że jak nas ktoś wyrzuci to wyjdziemy, na co reszta ekipy ochoczo przystała, bo mieliśmy ciepłe kaloryfery, wodę i perspektywę spokojnej nocy. Czesi na nasz widok również zrezygnowali z namiotu i przenieśli się do środka. Wyprzedając fakty nikt nas nie wygonił, mimo że ktoś z obsługi robił wieczorny obchód budynku. Dlaczego spotkała nas taka „cygańska” przygoda? Problemem Secedy jest brak schroniska. Dużo poniżej na rozległych łąkach jest ich sporo, ale w większości były zarezerwowane, albo były za nisko. W opcji optymistycznej moglibyśmy spać po chmurką, ale to skutecznie uniemożliwiały nam burze… Pozostał więc hol, który wydaje mi się, że celowo był otwarty dla takich wariatów jak my.