Zdjęcie okładkowe
Wracając do początkowego przepisu na zdjęcie okładkowe uważam, że najlepiej jest kiedy wykonuje się je jak najbardziej świadomie. Oczywiście nie da się zapanować nad wszystkim, ale trzeba patrzeć na to co fotografujemy pod takim kątem. Ja od pewnego czasu kiedy trafiam na kadr, który mnie porusza, wykonuję kilka różnych wersji danej sceny z założeniem, że może kiedyś to zdjęcie trafi na okładkę mojej książki. Nie każde zdjęcie nosi w sobie potencjał zdjęcia okładkowego. Tam gdzie kompozycja na to pozwala dobrze jest zostawić sobie margines. W moim przypadku konkluzja jest jedna. Nawet najlepszy przepis musi być dostosowany do rzeczywistości i trzeba mieć oczy dookoła głowy. Okładkowego spojrzenia trzeba się uczyć. Ja takie lekcje odbywam za każdym razem w księgarni gdzie biorę do ręki przewodnik czy album krajoznawczy i nim zajrzę do środka to długo przyglądam się okładce. Zdjęcie okładkowe musi mówić do czytelnika. Jeśli ma opowiadać jakąś historię to ona musi prawdziwie być jego tłem. Im ta historia jest piękniejsza tym zdjęcie okładkowe jest ciekawsze dla widza. On widzi jedynie obraz, który jest zaproszeniem do wnętrza książki. Dobrze jest kiedy to „zaproszenie” zamyka w sobie kwintesencję treści. To dla mnie przepis na idealne zdjęcie okładkowe.