parallax background

Wyspa niebieskich lisów

Wyspa niebieskich lisów. Legendarna wyprawa Beringa

W moje ręce trafiła niezwykła książka. „Wyspa niebieskich lisów. Legendarna Wyprawa Beringa” autorstwa Stephena R. Bowna poszerzyła właśnie ofertę Wydawnictwa Poznańskiego. Przeczytałem ją z zapartym tchem. Idealnie wypełniła lukę w moim postrzeganiu Syberii. Moja fascynacją tą krainą trwa od wielu lat. Rozpoczęła się dzięki książkomJacka Hugo-Badera, a w szczególności „Dziennikom Kołymskim”. Fantazję po latach pobudził Michał Pater z kamerą w ręce, który przejechał Syberię z zachodu na wschód. Ważnym puzzlem w tej układance okazała się moja zimowa podróż nad Bajkał. Nie było w niej co prawda romantyzmu długiego podróżowania, bo poleciałem do Ułan Ude samolotem, ale po tym wyjeździe zdecydowanie zmienił się mój obraz Rosji i Syberii. Kropkę nad i stawia w tym przypadku S.R. Bown zabierając mnie do świata w którym przemierzenie tej krainy zajmowało długie miesiące, a cel wędrówki był nieznany. Dzięki tej książce ramię w ramię z Vitusem Beringiem ruszyłem z Wielką Ekspedycją.

Wyspa niebieskich lisów. Legendarna wyprawa Beringa

Nie odbiorę Wam przyjemności poznania tej historii uprzedzając fakty. Znając historię odkryć geograficznych wiemy jak potoczyły się ich losy. Wydaje mi się, że w naszej świadomości mocno zakorzenił się Krzysztof Kolumb odkrywający Amerykę czy Vasco da Gama odkrywający drogę z Europy do Indii. Epoka Żagli przynosiła różnym państwom znaczne korzyści majątkowe. Otwarty umysł cara Piotra I Wielkiego (1672 – 1725) kazał mu spojrzeć na wschód. Tam za daleką Syberią skrywały się nieodkryte ziemie. Brzeg Pacyfiku to dopiero początek przygody. Czytając książkę śledziłem dokładnie trasę, którą przemierzał Bering. Zakładając brak dróg i map dotarcie do Ochocka zdaje się być rzeczą niewykonalną. Może w jakieś „lekkiej” ekspedycji, ale nie przy założeniu, że grupa Beringa przeciągnęła przez Syberię nawet kule armatnie. Tam po drugiej stronie Rosji nie było niemal nic. Kolejną przeszkodą był brak okrętów. Musiały powstać porty, stocznie, a następnie okręty. Nie posiadając mapy żeglarze nie wiedzieli dokąd płyną. To wszystko sprawiło, że dopiero podczas drugiej ekspedycji udało się podróżnikom odkryć nowe lądy i zmniejszyć ilość białych plam na mapie. Książka opowiada fascynującą historię o wizjonerach. Odważni ludzie brnęli prosto w ramiona przygody, która balansowała na granicy życia i śmierci. Śmierci, która mogła pozostać bez echa, bo któż odnalazłby choć ślad po nich na nieznanych wodach. Treść książki choć pełna jest wiedzy historycznej została tak płynnie zredagowana, że czyta się ją niemal jak powieść. Po pewnym czasie krystalizują się bohaterowie, którym zaczyna się kibicować. Ja zostałem fanem Georga Stellera, niemieckiego przyrodnika. Relacje z jego dzienników pokazują niezwykły świat dziewiczej przyrody, która ukazała się oczom odkrywców.

Era podróżników

Po lekturze „Wyspy niebieskich lisów” zebrało mi się na refleksję. Z pewnym żalem i zazdrością spojrzałem na XV czy XVI wiek kiedy to nieznane lądy czekały na odkrywców. Ja dzisiaj w wygodnym fotelu, z telefonem w ręce śledziłem na satelitarnej mapie postępy w podróży Beringa. Oni mieli do dyspozycji gwiazdy i słońce. Musiało być to elektryzujące uczucie kiedy wyruszali w podróż w nieznane. Z drugiej strony Autor przedstawia w książce bardzo szerokie spojrzenie na temat rosyjskiej ekspansji na wschód. Dość przykrym i łatwym do przewidzenia wnioskiem było rabunkowe traktowanie tubylców, ale również żyjących tam zwierząt, które na Wyspie Beringa pierwszy raz spotkały ludzi. Ci niestety ich ufność wykorzystali do łatwego pozyskiwania mięsa i skór. Wszystko niesie ze sobą konsekwencje, czasami zupełnie nieprzewidywalne. Mimo wszystko treść książki wywarła na mnie bardzo mocne wrażenie. Lubię kiedy czytanie prowadzi mnie prosto w ramiona refleksji. Tak też stało się i tym razem. Przecież moje kroki w pewnym sensie skrzyżowały się ze szlakiem Beringa. Wspólnie odwiedziliśmy Irkuck, podziwialiśmy Bajkał i mogę przypuszczać, że słynny odkrywca minął rodzące się miasto Ułan Ude. Jakże inne były nasze losy. Jemu podróż nad Bajkał zajęła kilka miesięcy, a ja znalazłem się tam w kilka godzin. On niemal na oślep prąc na wschód, a ja w wygodnym fotelu Mazdy CX-5 mknąłem przez Syberię międzynarodową trasą Władywostok-Moskwa. Posłuchajcie…

Lot nad Syberią

Moskwę opuściłem pod osłoną nocy. Czekał mnie 9 godzinny lot do stolicy Buriacji, czyli Ułan Ude. Rosyjską ziemię powoli skrywały mroki. Przyklejony do szyby za wszelką cenę chciałem w tych ciemnościach wypatrzeć Ural. W świetle księżyca zobaczyłem białą połać gór. Im dalej na wschód tym mniej świateł widziałem w dole. Było to fascynujące i wręcz nie do pojęcia. Przesuwając się z tak wielką prędkością tylko co jakiś czas mogłem zauważyć pojedyncze światła. Tam było życie. Ktoś żył pośród syberyjskich przestrzeni. W naszym europejskim wyobrażeniu świata jest to trudne do zrozumienia. 9 godzin lotu nad terytoriom jednego państwa. Chcąc z Moskwy dostać się do Ułan Ude trzeba pokonać prawie 5600 km, co według optymistycznej wersji Googla zajmuje około 76 godzin. Dla porównania, pokonanie Polski z północy na południe autostradą A1 to około 600 km i 6 godzin jazdy. Dla mnie nawet nie sama ta odległość była fascynująca co te pojedyncze ślady życia w dole. Jak musi wyglądać codzienność na takim odludziu?

Ułan Ude

Stolica Buriacji i trzecie pod względem wielkości miasto Syberii. Po wylądowaniu poczułem, że jestem w innym świecie. Na lotnisku zapomniałem o walizce i kiedy musiałem po nią wrócić okazało się, że bramki bezpieczeństwa są, ale nie działają. Po prostu przeszedłem. Zmiana stref czasowych i prawie 9 godzin lotu dały mi się mocno się we znaki. Wg różnych statystyk Ułan Ude zamieszkuje około 400 tys. mieszkańców. Założone przez Kozaków w 1666 roku od początku było ważnym punktem handlowym na linii Rosja-Chiny-Mongolia. Miasto doszczętnie spłonęło w 1878 roku. Dzisiaj zobaczyć można w nim piękne budowle z epoki rosyjskiego klasycyzmu. Malownicze drewniane domy stanowią niezwykły kontrast do nowoczesnej reszty betonowego miasta, w którego centralnym punkcie znajduje się 10 metrowa głowa Lenina. Dla Europejczyka może być szokiem, że ta część Rosji nie przeszła „dekomunizacji”. Ulice noszą nazwy komunistycznych dygnitarzy. Nikt jednak zdaje się nie zwracać na to uwagi. Miasto tętni życiem. Mieszczą się w nim trzy teatry, a oferta kulturalna, którą rozczytałem z tablicy ogłoszeniowej jest bardzo bogata. Położone na trasie z Władywostoku do Moskwy jest przystankiem dla transportu drogowego i kolejowego. W 1899 roku dotarł tutaj pierwszy pociąg Kolei Transsyberyjskiej. Uda i Selenga, malownicze rzeki, otaczają miasto ze wszystkich stron. Wyjeżdżając dosłownie 3 km poza miasto krajobraz zmienia się nie do poznania. Pojawiają się wsie z wysokimi na 2 metry płotami, które skutecznie zasłaniają widoki ciekawskim sąsiadom i przejezdnym. Znika też asfalt. Często nagle i niespodziewanie. Tak również pojawia się z powrotem.

Bajkał

Już z okien samolotu podziwiałem Morze Syberii. Bajkał powstał na skutek ruchów tektonicznych prawie 25 mln lat temu. Po Morzu Kaspijskim jest drugim pod względem wielkości jeziorem w Azji, a siódmym na świecie. Po wielu pomiarach głębokości przyjęto wyniki 1642 m. Średnio jego głębokość wynosi 730 m. Liczy sobie 636 km długości, a w najszerszym miejscu ma prawie 80 km. Woda w Bajkale jest niezwykle przejrzysta. Wszystko dzięki niezwykłemu ekosystemowi i episzurom, które skutecznie oczyszczają jego wody z zanieczyszczeń. Do Bajkału uchodzi prawie 330 rzek. Wypływa z niego jedynie Angara. Lata bezrefleksyjnego zanieczyszczania jeziora na całe szczęście nie zdołały zniszczyć jego naturalnego piękna. To Morze Syberii przez brak połączenia z jakimkolwiek morzem stworzyło świat dla ponad 2600 gatunków roślin i zwierząt z czego 1700 występuje tylko nad Bajkałem. Od 1996 roku Bajkał został wpisany na listę UNESCO.

Moja Syberia

Więcej o tej krainie wiem z książek niż zdołałem zobaczyć w czasie mojej podróży. Syberii nie da się opisać, zobaczyć, poznać. To kraina nie mająca sobie równych. Można patrzeć na nią z różnych perspektyw. Piękny obraz przyrody daje serial telewizyjny „Dzika Rosja”. Ci, którzy chcą zobaczyć Syberię z perspektywy drogi powinni zajrzeć na kanał „Autostopem na koniec świata”. Szukających ludzkich historii odsyłam do książek Jacka Hugo-Badera. Dobrze jest też raz w życiu zobaczyć Syberię na własne oczy. To całkowicie zmienia obraz. Zmienia się pojęcie „przestrzeni” i tego co jest „daleko”. Ten potężny fragment Azji to nadal nieujarzmiona część świata. W pewnym stopniu cywilizowana, ale już kilometr od głównej drogi zaczyna się nieprzebyta dzicz wśród lasów i bagien. Mnie Syberia fascynuje i ciągnie, choć zdaję sobie sprawę z ograniczeń i przeszkód, które stoją na drodze do jej odkrywania. W europejskiej rzeczywistości można pojechać na kilka miesięcy do Toskanii czy Bawarii i przemierzyć te krainy wzdłuż i wszerz. Ten sam czas poświęcony Syberii okaże się kroplą w oceanie. Tam nadal potrzeba fantazji Beringa, bo choć drogi i mapy są już dostępne, to nadal magiczna liczba ponad 10000 km dzieli Sankt Petersburg od Magadanu. Nawet okruszek tego tortu smakuje wyśmienicie i mówię to po przejechaniu raptem 400 km.

Książkę przed premierą otrzymałem dzięki uprzejmości Wydawnictwa Poznańskiego.

Po Syberii podróżowałem we współpracy z Mazda Polska w marcu 2018 roku.

Chcesz być na bieżąco i nie przegapić kolejnego wpisu? Zapisz się na mój NEWSLETTER. Regularnie będę informował Cię o nowościach i ciekawostkach z moich podróży!

Zapisz się na mój newsletter! 100% ciekawych treści, 0% spamu

* pola wymagane

Comments are closed.

Wyspa niebieskich lisów
Szanuję Twoją prywatność. Korzystam ze statystyk głównie dlatego, że lubię wiedzieć ile osób do mnie zagląda. Szczegóły mojej polityki prywatności znajdziesz na dole strony.
Czytaj więcej
Zapisz się na mój newsletter!
100% ciekawych treści!
* pola wymagane