Niebo było bezchmurne. Fotograficznie nijakie. Dookoła panowała głucha pustka tylko gdzieniegdzie przerywana pierwszymi w roku pracami w gospodarstwie. Zima spłynęła wraz z resztkami kry, a nad Narwią niespiesznie zaczynała się wiosna. Wysiadłem z samochodu przed wsią, żeby sfotografować przydrożną kapliczkę. Nieopodal majaczyły zabudowania Waniewa. Był rok 2010. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ten pierwszy haust powietrza w tym miejscu zapoczątkuje wieloletnią fascynację oraz sprawi, że Waniewo stanie się moim ulubionym miejscem nad Narwią.
Wieś jaka jest…
Waniewo nie zachwyca i nie powala na kolana. Wieś jak wieś i mimo tego, że kilka razy próbowałem ją odczarować to zawsze spełza to na niczym. Znajdzie się tam kilka starych gospodarstw, ale postęp sprzętowy i mentalnościowy jest tam widoczny gołym okiem. Uważam, że to dobrze, bo wieś powinna iść z duchem czasu. Moje samolubne pragnienie oglądania na każdym kroku „skansenu” jest krótkowzroczne. Ale nie tylko dla wsi zaglądam do Waniewa. Ba, nawet śmiem twierdzić, że najmniej zajmuje ona moją uwagę. Liczy się rzeka. Narew, która od wieków wyznacza rytm życia w tej osadzie. Jej historia jest zaskakująco długa, bujna i zawiła. Pierwsza wzmianka o niej pochodzi z 1447 roku. Źródła historyczne wymieniają nazwę Waniewo przy okazji przeprawy przez rzekę. Wieś prawdopodobnie w XV wieku należała do książąt litewskich. W ręce Michała Radziwiłła, wojewody wileńskiego trafiła na początku XVI wieku. Król Zygmunt I Stary pozwolił Radziwiłłowi ulokować miasto na prawie chełmińskim i wydał również zgodę na pobieranie opłaty - myta, za przekraczanie Narwi po istniejącym wówczas moście. Na przestrzeni wieków Waniewo wielokrotnie zmieniało właścicieli, ale mimo wielu prób nie rozwinął się w tym miejscu prężny ośrodek miejski. Miastem stało się w 1510 roku, a już w 1676 roku figuruje w spisach jako wieś. Położona na szlaku handlowym prowadzącym do Tykocina rozwijała się niespiesznie niczym wody płynącej tuż Narwi. Na początku XIX wieku Waniewo liczyło 26 domów i około 170 mieszkańców, a po niemal 100 latach ludność się podwoiła, a ilość domów sięgnęła prawie 50. Czas II wojny światowej nie był dla nadnarwiańskiej wsi łaskawy. W 1944 roku wymordowano pozostałą ludność i spalono wieś. Życie straciło 10 mieszkańców, a Waniewo praktycznie zniknęło z mapy. Rozwój wydarzeń sprawił, że wszystko co dzisiaj możemy zobaczyć we wsi pochodzi z nieodległych czasów. Kościół parafialny, którego dzieje sięgają aż XV wieku odbudowano w stylu neoromańskim tuż po II wojnie światowej. Do naszych czasów zachował się oryginalny, XVI-wieczny układ przestrzenny, który dzieli Waniewo na dwie części. Dwie równoległe ulice wychodzą z rynku i do nich przyklejone są zabudowania. Do rzeki prowadzi brukowana droga, która urywa się nagle na błotnistym brzegu. Dzisiaj po dawnym moście nie ma ani śladu. Przez rozlewiska i bagna wytyczono ścieżkę prowadzącą po drewnianych pomostach. Chcąc dostać się w samo serce mokradeł trzeba skorzystać z promu ręcznego. Co ciekawe przejście z Waniewa do Śliwna spacerkiem zajmuje około 20 minut, a chcąc samochodem dostać się z jednej wsi do drugiej trzeba pokonać ponad 35 km co zajmuje prawie 40 minut. Niestety, w czasie wizyty w Waniewie w marcu 2021 roku zobaczyłem smutny obraz zniszczonych pomostów, które na bliżej nieokreślony czas zostały wyłączone z ruchu turystycznego. Po bagnach wędrować można więc jedynie od strony Śliwna. Wybierając się w to miejsce koniecznie trzeba zakupić bilet wstępu do Narwiańskiego Parku Narodowego. Można zrobić to w wybranych punktach stacjonarnych lub kupić bilet on-line na stronie NPN.
Moje Waniewo
Historia moich wizyt w tym miejscu zapisana jest w zdjęciach. Odkąd pierwszy raz zobaczyłem Waniewo staram się być tam za każdym razem kiedy tylko jadę na Podlasie. W czasie pierwszej wizyty nie zrobiłem szałowych zdjęć. Błękit nieba, granat wody i brąz trzcinowisk nie robiły piorunującego wrażenia. Uważam, że to cisza urzekła mnie wtedy, spokój i wyczuwalny rytm natury, które za nic mają sobie w Waniewie granice wyznaczane przez człowieka. Domy wybudowano na naturalnej skarpie, a woda zdaje się mieć niepisaną umowę, która pozwala jej zalewać pobliskie pola i łąki, ale nie domy. Tak dzieje się zazwyczaj choć i od tej reguły pewnie nieraz zdarzały się odstępstwa. Natury bowiem nie można okiełznać. Jej dzikości bronią granice parku narodowego i być może dzięki temu Waniewo urzeka swoim klimatem. Z jednej strony jest to wieś rodem z końca świata, a z drugiej graniczy z urokliwymi mokradłami, które stają się ostoją dzikich ptaków. Na przestrzeni lat miałem okazję dwa razy spędzić noc nad Narwią w Waniewie. Podróżując po trasach Slow Road z namiotem dachowym na mojej Mazdzie CX-30 dotarłem tuż po burzy nad rzekę. Brzeg usłany jest łódkami pychówkami i nie widząc wyraźnego zakazu wjazdu postanowiłem zaparkować w dogodnym miejscu nad samym brzegiem. Ocierając się o granice parku narodowego chciałem wiedzieć czy nie łamię prawa. Był to czerwiec, godzina prawie 21.00 więc jedynym źródłem informacji mogła być „gwardia waniewska” popijająca piwo przy sklepie o wdzięcznej nazwie „U Grubego”. Znając miejscowy slang zapytałem czy „wodniaki” (strażnicy parku) nie doczepią się jak zaparkuję nad rzeką. Radości i śmiechu z mojego pytania nie było końca, a ja dostałem zgodę na nocleg od „gwardii”, więc zasypiałem spokojnie. Drugi raz miałem okazję nocować w Waniewie w marcu 2021 roku. Ze względu na pandemię i zamknięte miejsca noclegowe oraz moją chęć trzymania dystansu społecznego wybrałem opcję spania w samochodzie. Zatrzymałem się na skraju rynku i nie wzbudzając żadnego zainteresowania wskoczyłem do śpiwora i zasnąłem patrząc przez okno na miliony gwiazd. Te dwie noce zapadły mocno w mojej pamięci, bo o ile można tak powiedzieć to, usłyszałem tam najpiękniejszą muzykę natury. Nadstawiałem uszu i docierał do nich rechot żab z odgłosami ptaków czy szumem tataraku. Dodając do tego wilgoć i świeżość powietrza przeżyłem dwie niezwykłe noce otulony pierzyną natury.
Waniewo na zdjęciach
Z fotograficznego punktu widzenia Waniewo jest rzec można nudne. Stojąc na brzegu rzeki jak okiem sięgnąć widać płaską połać ziemi. Woda płynie szeroko i nurt jest trudny do zauważenia. Sprawę ratują pychówki, ale i one nie uratują sytuacji beznadziejnej. Co więc takiego dzieje się w Waniewie, że zdjęcia stamtąd cieszą mnie tak bardzo? Nie wiem i to chyba w tej niewiedzy zaklęta jest największa magia tego miejsca. Jest to mój azyl, pewniak i deska ratunku, więc nie jest tak, że odwiedzam Waniewo w oczekiwaniu na cud. Nie! Zjawiam się tam najczęściej bez planu i długiego analizowania prognozy pogody. Po prostu jestem, a dookoła mnie dzieją się cuda. Jak? Dlaczego? Nie umiem tego wytłumaczyć. Może popatrzcie na zdjęcia i sami znajdziecie w nich odpowiedź. Ja szukam jej nieustannie i wracam do Waniewa, żeby odkryć jego tajemnicę.
Szanuję Twoją prywatność. Korzystam ze statystyk głównie dlatego, że lubię wiedzieć ile osób do mnie zagląda. Szczegóły mojej polityki prywatności znajdziesz na dole strony.