parallax background

Sądecczyzna, czyli polska Toskania

Nie ma tam co prawda winnic. Generalnie można odnieść wrażenie, że niewiele tam jest. Życie biegnie swoim rytmem. Z pozoru jest turystycznie, ale turystów nie widać. Co jakiś czas pojawiają się schodzący ze szlaków. W Piwnicznej-Zdroju też czuje się lekką turystyczność. Ruszając jednak w te zakątki gdzie dojechałem miałem poczucie, że to przedsionek końca świata. Wiele miejsc nie ma nazw, więc im je nadałem. W ten sposób mapę ubogacił Las Telefonisty, Przełęcz Partyzanta, Dolina Paskudnego Domu czy Mszalna Polana. Zaczęło się dość banalnie. Jechałem z otwartym dachem Mazdą MX-5 z Krynicy-Zdrój do Nowego Sącza. Kiedyś wpadło mi w oko ciekawe miejsce nad rzeką Poprad. Punkt widokowy w Woli Kroguleckiej. Miejscowi nazywają go ślimakiem. Pojechałem sprawdzić…

Ślimak
Nietypowa konstrukcja jak na punkt widokowy rzeczywiście przypomina ślimaka. Dotarłem tam w sobotnie popołudnie i ku mojemu zdziwieniu ledwo znalazłem miejsce do zaparkowania. Ostatni fragment drogi pokonuje się pieszo. Już z drogi widziałem, że jest to miejsce z ogromnym potencjałem fotograficznym. Wielokrotnie podziwiałem zdjęcia Janusza Wańczyka, który Wolę Krogulecką odwiedza regularnie. Mnie opadła szczęka i dość długo nie mogłem wyjść z zachwytu. To właśnie tutaj powstało zdjęcie z okładki mojej nowej książki. W czasie pierwszej wizyty! Strzał w dziesiątkę. Kiedy jednak poobserwowałem okolicę czułem niedosyt. Wysłałem mojemu fotograficznemu kompanowi - Przemkowi Krukowi, kilka zdjęć i zapadła decyzja – wracamy tam w końcu sierpnia.

Igła w stogu siana
Nim ruszyliśmy na plener zacząłem przekopywać internet. Niestety trafiałem ciągle na te same kadry, a wręcz odniosłem wrażenie jakby punktem honoru było ujęcie z Tatrami w tle. Mnie jednak interesowały malownicze pola, wsie i obrazy sielskiej polski. Przejeżdżając zauważyłem sporo dróg odbijających w górę i pozostawało je zbadać. Pomocną dłoń podał nam Janusz Wańczyk, który wysłał nas na Piwowarówkę i Obidzę. Reszta leżała po naszej stronie. Czułem pod skórą, że tam jest żyła złota – kopalnia kadrów, tylko trzeba było ją znaleźć.

Prace w terenie
Dotarliśmy do Rytra w burzowe popołudnie. Upał niemiłosiernie lał się z nieba. Na pierwszy strzał poszły miejsca od Janusza, a później poczuliśmy, że trzeba coś szybko wymyślić, bo jest słabo. Z pól zniknęły stogi siana, zieleń już mocno schylała się ku żółci, ale daleko było temu do jesiennych kolorów. Zaczęliśmy więc na ślepo wjeżdżać w każdą z dróg, która nie kończyła się zaraz na wsią. Tym sposobem trafiliśmy na Przełęcz Partyzanta, wcześniej mijając Las Telefonisty. Widok stamtąd był przepiękny. To jedno z takich miejsc w które wiadomo, że będę wracał. Dojazd tam możliwy jest jedynie autem z wyższym zawieszeniem i napędem 4x4. Normalną „osobówką” dojedzie się do końca płyt betonowych i resztę drogi trzeba pokonać pieszo (max.20 minut). Myślę, że właśnie to sprawia, że wiele osób się zniechęca. Te drogi wyglądają źle, niebezpiecznie i na swoim początku wcale nie dają nadziei, że wyżej będzie lepiej. Wiją się między domami i bardzo często urywają nagle bez ostrzeżenia. Czasami jednak trafi się w dziesiątkę i wtedy nagrodą są nieznane kadry. Jasno trzeba też powiedzieć, że te miejscówki mają to do siebie, że często dają 1 czy 2 zdjęcia. Po kolejne trzeba jechać i znowu pokonywać te wredne drogi. Szczerze mówiąc to nie mam pojęcia jak wyglądają mijanki na tych drogach, bo na całe szczęście nigdy nie spotkało nas auto jadące z góry. Jest wrednie. Uprzedzam.

Powroty
Sierpniowy plener przyniósł sporo kadrów, ale po powrocie do domu czułem niedosyt. Jeszcze kurz z butów nie opadł, a już zaplanowaliśmy powrót na koniec września. Tym razem wróciliśmy bogatsi o letnie doświadczenia i ruszyliśmy w nieznane. Tym sposobem trafiliśmy do Płonącego Lasu. Moim zdaniem miejsca z największym potencjałem fotograficznym w całym rejonie, który widzieliśmy. Zajrzeliśmy oczywiście w dobrze już znane miejsca i ten wrześniowy plener mogę ocenić pozytywniej niż sierpniowy. Oba przyniosły sporo zdjęć, a przed nami otworzyły się nowe miejsca. Tak jest za każdym razem. Już wiem, że wrócimy tam wiosną kiedy świeża zieleń zaleje pola. Przejrzymy nowe kadry i znajdziemy nowe drogi.

Polska Toskania
Trochę kłóci się we mnie to określenie, ale to jedyny znany mi region, który oddaje klimat Sądecczyzny, którą poznałem. Zobaczyłem jej ułamek i może z czasem znajdę inne porównanie. Ciągnie mnie tam to samo co do włoskiej Toskanii. Piękne pejzaże z polami, domkami i trudna do opisania słowami magiczność pól. To widać lepiej na zdjęciach. Plany zdjęciowe nakładają się tam w ten sposób, że powstają iście bajkowe pejzaże.

Praktycznie
Miejscem do którego trafiłem za pierwszym razem w lipcu był Hotel Majerzanka, kawałek za Piwniczną-Zdrój w kierunku Słowacji. To bardzo przyzwoity, wyremontowany hotel z restauracją na dole. Obok jest sklep spożywczy, a kawałek dalej Biedronka. Wszystko pod ręką. Przed Piwniczną na drodze z Rytra jest stacja benzynowa Orlenu. Tak naprawdę nic więcej nie jest potrzebne. Piszę o stacji, bo ilość paliwa jaką auto zużywa na tych podjazdach jest ogromna. Warto wcześniej pomyśleć o zatankowaniu.

Kiedy warto?
Miejsca, które znaleźliśmy z Przemkiem idealnie pasują do krótkiego pleneru łączącego zachód ze wschodem słońca. Wystarczy zjawić się na miejscu późnym popołudniem i można fotografować do samej nocy, a następnie wstać rano na wschód słońca i koło 10.00 jest po zdjęciach. Słońce jest tak wysoko, że odbiera całą magię.

P.S.
Specjalnie dla czytelników mojego newslettera przygotowałem mapkę z zaznaczonymi i opisanymi miejscami, które udało mi się znaleźć ;-) zapisz się na mój newsletter, a ja wyślę Ci link z dostępem. Obiecuję nie spamować i podsyłać jedynie ciekawe treści ;-)

Comments are closed.

Sądecczyzna, czyli polska Toskania
Szanuję Twoją prywatność. Korzystam ze statystyk głównie dlatego, że lubię wiedzieć ile osób do mnie zagląda. Szczegóły mojej polityki prywatności znajdziesz na dole strony.
Czytaj więcej
Zapisz się na mój newsletter!
100% ciekawych treści!
* pola wymagane