Ponidzie dla fotografa
Może mało fotograficznego i romantycznego pietyzmu w takim jeżdżeniu, ale dzięki temu za jednym razem można zobaczyć wszystkie miejsca jednocześnie. Myślę, że ta cała pętla jaką robimy to około 50 km. To tylko niewielki fragment całości.
Ponidzie to idealne miejsce dla kogoś ciekawego. Co jest za ta górą? Co za tym zakrętem? Mało znana kraina pachnąca obornikiem, usłana łanami zbóż fascynuje od pierwszego wejrzenia. Nie ma tu knajp, agroturystki na każdym kroku i całej otoczki turystycznej. To po prostu pola, pola, czasem dom, czasem kępa drzew, pola, pola, dom...
Od Moraw różni się ten teren tym, że pola mają tu pierwiastek ludzki. W tle widać domy, drogi. To przypomina trochę toskańskie winnice, ale tym widokom bliżej do podlaskiego końca świata. Ma to pewien urok, bo ludzie tam po prostu żyją, od pokoleń przywiązaniu do ziemi. Trudno dostrzec też nieuprawiane skrawki pól, co cieszy i wróży długą przyszłość dla tego krajobrazu. Trzydzieści lat temu tak wyglądały okolice Kielc, które znam ze zdjęć Pierścińskiego czy Piątka. Dziś królują tam wille, nieużytki i brzozowe młodniki. Człowiek, co ciekawe przez swoją bezczynność, odebrał tam pejzażom to co na Ponidziu można spotkać co krok.
Ponidzie urzeka prostotą i tajemniczością. Nie podaje na tacy swoich skarbów jak Giewont w Zakopanem, tylko każe się szukać. Nie ma dwóch podobnych widoków. Krajobraz bije świeżością spojrzenia. Pejzaże nieznane, niepowielane. Sklepy rodem z PRLu i ludzie pytający fotografa czy nową drogę wytycza. Bo jak zrozumieć to, że ktoś fotografuje ziemię? Zaorane czy obsiane paski. Falujące pola. Piękno w niczym. Ponidzie!