Passo Giau - Mondeval
Na Passo Giau dotarłem w zupełnych ciemnościach. Po przygodzie nad Lago di Limides odjechałem z Passo Falzarego z powodu nierównego parkingu. Wylądowałem jednak na jeszcze bardziej krzywej powierzchni. Byłem na tyle padnięty, że postanowiłem rozwiązać ten problem rano. Zasnąłem po kilku minutach. Nie przeszkadzał mi nawet fakt, że całe wnętrzności przelewały mi się w kierunku głowy…
Poranek
Obudził mnie brzask. Ogromnym plusem podróżowania kamperem jest to, że wystarczy wstać i wyjść na zewnątrz. Tutaj od miejsca w którym rano chciałem fotografować dzieliło mnie 10 minut spaceru. Szedłem jak w letargu. Dotarłem nad piękne azalie i szukałem kadru. La Gusela i Tofany układają się tutaj idealnie w kadrze. Małe jezioro, które często fotografuję tym razem było wyschnięte albo raczej wypite przez pasące się tutaj stada krów i koni.
Minęła może godzina i wróciłem do kampera. W głowie rozpoczęła się bitwa myśl. Wiedziałem, że pogoda ma się zepsuć. Dwa kolejne dni miało padać. Byłem co prawda zabezpieczony w wodę i jedzenie, ale perspektywa kolejnych kilku dni ponad 2000 m n.p.m. w zimnie, deszczu i wietrze nie była zachęcająca. Kolejnym plusem kampera jest to, że takie rozterki można przespać. Po śniadaniu zasnąłem więc jak zabity i cieszyłem się tym brakiem przymusu do działania.
Mondeval
Dospałem prawie południa. Myśli ułożyły się w głowie na tyle, że postanowiłem wieczorem zjechać na dół. Nie wiedziałem gdzie, ale jakkolwiek 1000 metrów niżej brzmiało lepiej. Wcześniej jednak chciałem spełnić swoje marzenie. Odkąd przyjeżdżam na Passo Giau i patrzę na piękny masyw Formin zastanawiam się co widać z przełęczy obok niego. Nigdy nie miałem czasu, żeby tam podejść. Tym razem miałem go aż za dużo. Poszedłem „na lekko bez tlenu”. Zabrałem tylko wodę i aparat.
Początkowo szlak prowadził znaną mi drogą. Pokonałem ten trawers rok temu we wrześniu, ale wtedy było zdecydowanie za późno, żeby iść dalej. Tym razem z niewielkiej przełęczy szybkim krokiem zszedłem na dół. To tak naprawdę jedyny „trudniejszy” moment. Nie jest stromo czy niebezpiecznie, ale szlak schodzi po dość mocno wyślizganej skale. Trzeba zachować ostrożność. Dalej będzie tylko lepiej.
Droga schodzi w dół i u podnóża góry skręca ostro w prawo. Podejście nie jest wybitnie męczące ani długie, ale dało mi lekko w kość. Głównie ze względu na upał. Po niecałej godzinie zdobyłem przełęcz Forcella Giau. Lekko mnie zamurowało. Nie spodziewałem się tak pięknego widoku po drugiej stronie. Zresztą za moimi plecami również rysowała się piękna panorama na otoczenie Passo di Giau i Passo Falzarego. Dobrze znany mi kawałek Dolomitów z tej perspektywy wyglądał zupełnie inaczej.Za siódmą górą
Obserwowałem w skupieniu przepiękną alpejską łąkę ciągnącą się po horyzont. Urokliwa dolina Mondeval. Na jej końcu wyrasta potężny masyw Monte Pelmo. Po prawej wśród trawiastych stoków majaczy dumnie Civetta. Po lewej podziwiać można z bliska ścianę Lastoi de Formin. Trafiłem chyba na idealny moment. Po drodze mijało mnie sporo turystów wracających na Passo Giau. Po 10 minutach zostałem u góry zupełnie sam.
Widok niewielkiego jeziora w dole był kuszący, ale zbierające się nad głową chmury ostudziły mój entuzjazm. Miał to być krótki spacer, a ja i tak mocno zasiedziałem się u góry. Ten widok utkwił mi mocno w głowie. Na ile siebie znam to wiem, że to jeziorko i obite w nim Monte Pelmo nie da mi spokoju i pewnie szybko tam wrócę.Ucieczka na dół
Droga w dół minęła w ekspresowym tempie. Tak mi się przynajmniej wydawało, a patrząc na zegarek okazało się, że szedłem podobnie jak w drugą stronę czyli około godzinę. Było już około 17.00. Pożegnałem się więc z widokiem na Cristallo i przejechałem na drugą stronę przełęczy. Podziwiając Marmoladę i Sellę zacząłem morderczy zjazd po 30 serpentynach w kierunku Colle Santa Lucia. Ostatecznie zjechałem aż do Caprile gdzie wiedziałem, że znajdę wygodny parking nad rzeką z dostępem do pitnej wody. Chmur na niebie było coraz więcej. Kiedy po 21.00 leżałem już wygodnie w łóżku pierwsze krople zaczęły rytmicznie uderzać o dach. Czekały mnie dwa dni deszczu. Mały, przymusowy odpoczynek w Caprile...