Nordkapp zimą

Porwane przez wiatr słowa znikały w odchłani nocy nad falami Morza Barentsa. Termometr wskazywał -5 st.C. Szalejący na Przylądku Północnym wiatr skutecznie obniżał temperaturę jeszcze o kilka stopni. Księżyc niczym latarnia świecił na niebie pełnym gwiazd. Srebrzyste światło zalewało morskie fale uderzające o klif. W mojej głowie krążyły rozpędzone myśli. Dopiero kiedy spojrzałem na północ zrozumiałem co się stało. Jeden dzień. Trzy kraje. Ponad 850 km. Prawie 10 godzin za kierownicą. Tuż po 5.00 wyruszyłem z końca Zatoki Botnickiej i przemierzyłem malowniczą Szwecję, Finlandię i Norwegię. Kiedy słońce wstawało nad Luleą z której wyjeżdżałem trudno było myślą ogarnąć to co czekało mnie tego dnia. Wielką niewiadomą była pogoda. W ciągu tych kilkunastu godzin zmieniła się kilkukrotnie.
Wyjechałem w słońcu. Po drodze w kierunku koła podbiegunowego przejechałem kilka razy przez gęstą jak mleko mgłę, byłem oślepiany słońcem, a później jechałem po szaroburym niebem. Finlandia przywitała mnie zimą jak z bajki. Szron na drzewach. Drogi białe. Wjeżdżając do Norwegii w okamgnieniu zobaczyłem różnicę. Zmienił się kolor pasów na jezdni i momentami pojawiał się suchy asfalt. Zamontowane w oponach mojej Mazdy CX-5 kolce były wybawieniem w tej sytuacji. Średnia prędkość z jaką jechałem oscylowała w okolicach 90 km/h. Na licznych ograniczeniach zwaliałem do 40 czy 50 km/h, a później dynamicznie nadganiałem. Z tyłu głowy miałem godzinę 18.30. Wtedy właśnie miałem stawić się przy szlabanie ostatniego odcinka drogi na Nordkapp. Zimą wjeżdża się tam (o ile jest to w ogóle możliwe) w towarzystwie pługu. Konwój rusza o określonej godzinie i wraca również w ustalonym czasie. Musiałem zatem się wyrobić. Prognozy pogody na kolejny dzień były takie, że nie było mowy o tym, żeby bezpiecznie tam dotrzeć. W wyspę Magerøya uderzyć miał huraganowy wiatr.
Wróćmy jednak do wnętrza Mazdy, którą miałem przyjemność podróżować. Pod maską skryło się 184 koni mechanicznych i ponad 2 litrowy silnik diesla. Napęd 4x4 i wszystkie systemy trakcji sprawiły, że podróż była naprawdę przyjemna. Wnętrze wykończone z dbałością o detale w wersji SKYDREAM zrobiło na mnie naprawdę ogromne wrażenie. Średnie spalanie wyniosło 6.5 l/100 km. Automatyczna skrzynia biegów i tempomat ułatwiały sprawę. Udało mi się utrzymać średnią prędkość w okolicach 90 km/h i dodają do tego małe postoje, tankowanie połączone z szybkim obiadem podróż zajęła mi idealnie tyle czasu ile założyłem. Na koniec ciśnienie podniósł mi niefrasobliwy kierowca, który zablokował drogę na około 30 minut. Chciał wjechać z dwoma kontenerami pod górę w boczną drogę i dopiero po skręcie zorientował się, że nie da rady. Wtedy było już za późno i rozpoczęła się akcja z łańcuchami, rozpinaniem składu i ruszaniem pod górę w tej mało komfortowej sytacji. Na miejsce dotarłem więc idealnie o czasie, a ostatnie 25 km pokonałem właśnie za pługiem, który miał zaprowadzić mnie do celu.
Jakie to uczucie patrzeć w czarną odchłań morza ze świadomością, że gdzieś tam w oddali jest już tylko biegun i Grenlandia? Trudno opisać to słowami. Stojąc nad brzegiem urwiska z całym światem za plecami przed oczami miałem pustkę. Dopiero kiedy zacząłem wracać w kierunku domu uświadomiłem sobie jak daleko dotarłem. To co niegdyś było dostępne jedynie dla wytrwałych podróżników dzisiaj stało się możliwe niemal dla każdego. Dzięki tunelom, mostom i wykutym w skale drogom dotrzeć można tutaj na kołach. Nordkapp to najdalej na północ wysunięty punkt połączony z siecią drogową. Mylnie podawany jest za najdalej wysunięty na północ punkt Europy. Ten właściwy znajduje się 4 km dalej na północny zachód i nosi niewymawialną dla Polaka nazwę Knivskjellodden. Pomijając jednak te wszystkie dywagacje trzeba powiedzieć, że wizyta na Nordkapp zimą to niesamowite przeżycie. Wielokrotnie w czasie tej podróży cieszyłem się, że chroni mnie ciepłe wnętrze Mazdy. Ta północna kraina jest równie piękna co nieobliczalna i niebezpieczna. Warto przeżyć jednak te kilkatysięcy kilometrów przygody, żeby choć na chwilę poczuć się jak na końcu świata. To przecież dopiero początek przygody, bo pozostaje jeszcze powrót.
