Trzy lata minęły od momentu kiedy opisałem mój zestaw filtrów Lee, a w tym roku mija 10 lat odkąd korzystam z tych filtrów. Motorem tego materiału jest upgrade sprzętowy, którego dokonałem przed wyjazdem na jesienne plenery. Będąc w Częstochowie zajrzałem osobiście do sklepu PHOTO4B i na miejscu wybrałem to czego od zawsze brakowało w moim zestawie. Przy okazji uciąłem sobie pogawędkę z panem Grzegorzem i dowiedziałem się, że firma Lee czyta w moich myślach, zna moje problemy i postanowiła im zaradzić. Czy te problemy dotyczyły tylko mnie? Nie sądzę! Po miesiącu intensywnego korzystania z nowego uchwytu przyszedł czas na podsumowanie i wychwalenie pod niebiosa tego rozwiązania.
Bolesny upadek
Spadło Ci kiedyś 3000 zł na ziemię i roztrzaskało się w drobny mak? Ja to przeżyłem we Lwowie parę lat temu i od momentu zakupu nowego zestawu stałem się jeszcze bardziej ostrożny. Filtry Lee targałem ze sobą po Dolomitach, Syberii czy dalekiej Norwegii. Do upadku nie doszło, ale kiedy zobaczyłem nowy uchwyt wyprodukowany przez LEE Filters poczułem ulgę. Co zmieniło się poza tym, że ryzyko upadku zostało zmniejszone niemalże do zera?
Nowy uchwyt, nowa jakość
Na pierwszy rzut oka widać (a na ręce czuć), że uchwyt jest lżejszy od poprzednika. Zniknęło mocowanie szyn, które od lat sprawiało, że miałem ze sobą dwa uchwyty (na jeden i dwa filtry), bo przekręcanie małych śrubek w terenie graniczyło z niewykonalnym (wiatr, plaża, zmrok i mróz…). Teraz ilość szyn ustalam płynnie dzięki niewielkiej wykałaczce, którą odpinam mocowanie i zakładam wedle uznania szyny na dwa lub trzy filtry. Dodatkowo mocowanie filtra polaryzacyjnego przeszło istną rewolucję. Metalowy pierścień na stałe przytwierdzony do uchwytu śrubkami zastąpił łatwo i szybko ściągalny i dużo lżejszy pierścień (również metalowy) z systemem odpinania jedną ręką. Wizualnie uchwyt nabrał łagodniejszego wyglądu, a brak metalowych elementów wcale nie obniżył jego funkcjonalności. Przez miesiąc czasu korzystałem z niego codziennie i nic się nie wyrobiło i nie poluzowało.
Bezpieczny chwyt
A raczej bezpieczny uchwyt. To bezpieczeństwo zapewnia nowy system mocowania. Pierścienie na całe szczęście Lee Filters zostawiło te same, ale całkowitej rewolucji uległ sposób zapiania uchwytu na pierścieniu. Dlaczego swojego czasu zrzuciłem z obiektywu uchwyt z filtrami? Poluzowaniu uległa śrubka mocująca zapadkę. Uchwyt niby wisiał, ale kiedy mocniej trąciłem niechcący ręką w aparat zabezpieczenie puściło, a ja tylko widziałem jak prawie z 20 metrów spada niemal 3000 zł! W tym uchwycie zastosowano nowe, plastikowe pokrętło, które ma nie tylko funkcję blokowania uchwytu. Działa do złudzenia tak samo. Zakładam filtry na pierścień i zapadka trzyma uchwyt na pierścieniu. Kiedy jednak przekręcę pokrętło mam dwie opcje do wyboru. Mogę zablokować możliwość wypięcia uchwytu, ale również co bardzo istotne przesuwając dalej mogę zablokować także jego pozycję. Pierwsza opcja to zabezpieczenie. Druga opcja to wygoda pracy. Uchwyt, jeśli wyrobimy w sobie manierę blokowania go na pierścieniu nie ma prawa zlecieć. Robiłem testy nad morzem z uchwytem obciążonym filtrem szarym, połówkowym i polaryzacyjnym. To najcięższy komplet z którym pracuję i mimo sporej siły, którą włożyłem w potrząsanie aparatem uchwyt pozostał na miejscu. Jeśli natomiast chodzi o blokadę położenia, to zrozumie to każdy, kto ustawił sobie kadr, a następnie musiał przekręcić filtr polaryzacyjny. Łatwo wtedy o przesunięcie. W tym wypadku kiedy już ustawimy odpowiednio uchwyt można go unieruchomić i swobodnie kręcić polaryzacją.
Ku nowemu
Lata pracy z Lee Filters skłoniły mnie również do rozbudowania zestawu o kolejne filtry. Na początku drogi trudno jest określić co tak dokładnie będzie potrzebne. Od lat miałem ze sobą tylko trzy filtry i radziłem sobie z nimi doskonale. Był to Lee Big Stopper ND 3.0, Lee ND 0.9 Hard i najczęściej używany Lee ND 0.6 Soft. Przy użyciu tego zestawu wykonałem tysiące zdjęć i kiedy znalazłem się w sklepie przed półką z filtrami wiedziałem czego najczęściej mi brakuje. Powiększyłem zestaw o Lee N.D 0.9 Soft i Lee Little Stopper N.D 1.8. Ruszyłem doposażony w te filtry w trasę po Polsce i po wykonaniu kilkuset zdjęć wiem, że to właśnie tego brakowało mi do pełni szczęścia. Trudno mi jednoznacznie wskazać dlaczego akurat brak tych produktów był doskwierający. Myślę, że wynika to z faktu, że w mojej głowie coraz częściej pojawia się to co chcę osiągnąć kiedy patrzę na daną scenę. Dodatkowe narzędzia niezwykle ułatwiają cały proces twórczy.
Po co te filtry?
Takie pytanie słyszę bardzo często i to od osób o różnym zaawansowaniu w fotografii krajobrazu czy architektury. Sam czasem je sobie zadaję i jakkolwiek bym nie patrzył na sensowność korzystania z filtrów to cały czas widzę więcej plusów niż minusów. Oczywiście rozwój technologii popchnął niesamowicie do przodu proces postprodukcji i możliwości programów (aparatów również) są dzisiaj dużo większe niż 10 lat temu. Kto zatem powinien moim zdaniem korzystać z filtrów Lee? Jeszcze ważniejszym zdaje się pytanie: kiedy powinien z nich korzystać?

Kiedy nie warto korzystać z filtrów Lee
Tu znajduję tylko jedną odpowiedź: w momencie kiedy użycie filtrów skomplikuje i wydłuży proces fotografowania na tyle, że osiągnięcie celu (zdjęcia) będzie zagrożone. Przykład: docieram na plażę i wiatr wyrywa mi myśli z głowy, prawie nie da się ustać na nogach. Czy mam zatem wtedy walczyć ze statywem, filtrami, ustawieniami aparatu, czy raczej powinienem skupić się na ujęciu tej chwili. Odpowiedź nasuwa się sama. Nie ma sensu za wszelką cenę i w każdej sytuacji używać filtrów. Nigdy nie wykorzystuję ich przy fotografowaniu z ręki. Oduczyłem się też komplikowania procesu fotografowania i kiedy widzę, że trzeba się spieszyć, bo chmury tak szybko odchodzą, to nie patyczkuję się i podnosząc ISO robię zdjęcia z ręki.
