Bug

Temat Bugu spędza mi sen z powiek od wielu lat. W 2010 roku, tuż po tragicznej śmierci Artura Tabora, wybitnego polskiego fotografa, wpadł w moje ręce jego album pt. „Bug. Pejzaż nostalgiczny”. Odrobiłem lekcje, wynotowałem sobie całą listę miejscowości i ruszyłem do Włodawy w lipcu 2011 roku. Jakże wielkie było moje rozczarowanie kiedy pokonałem ponad 120 km i dopiero w Gnojnie zobaczyłem wody Bugu. Temat porzuciłem i zniesmaczony udałem się na północ Podlasia. Wracałem nad Bug w latach 2012, 2013, 2017 i 2018. Nie mogę więc uznać, że nie próbowałem. Z każdą kolejną wizytą szło mi coraz lepiej, ale ciągle znajdowałem się jakieś 100 lat świetlnych od tego co widziałem w albumie Artura Tabora. Dopiero w marcu 2021 roku otarłem się nieznaczenie o świat, który widziałem na jego zdjęcia. Gdzie przez te wszystkie lata popełniałem błąd? Byłem za daleko. Dosłownie i w przenośni. Chcąc poznać Bug trzeba go dotknąć. Dosłownie i w przenośni.

Rzeka Bug

Swoje źródła ma na Ukrainie w Werchobużu. Liczy 772 km i uchodzi do Zalewu Zegrzyńskiego. Z wodami Narwi płynie do Wisły. Na odcinku 363 km jest rzeką graniczną i oddziela Polskę najpierw od Ukrainy, a następnie od Białorusi. Od Niemirowa płynie szerokim łukiem na granicy Mazowsza i Podlasia wyznaczając od wieków rytm życia okolicznych mieszkańców. Bug jest rzeką dziką i nieuregulowaną, dzięki temu urzeka swoim niepowtarzalnym klimatem i nieokiełznaną naturą. Jak szeroko mogą być rozlane jego wody widać w okolicach Nuru czy Broka gdzie wybudowano wały przeciwpowodziowe. Stojąc na ich szczycie niekiedy nawet w oddali nie widać wody. Ciekawie wyglądają opuszczone i pozostawione za wałem zabudowania. Zatarły się te ślady dawnej bytności człowieka i gdzieniegdzie tylko owocowe drzewa zdradzają, że kiedyś ta okolica tętniła życiem.

Blisko

Bug trzeba oglądać z bliska. Najlepiej z brzegu. Najlepiej stojąc w kaloszach w wodzie. Przez wiele lat błądziłem i nie mogłem znaleźć sposobu na pokazanie tej rzeki. Głównym błędem było to, że byłem za daleko. Oczywiście dziurawe i błotniste drogi nie zachęcają wcale do penetrowania tych okolic, ale przyznam, że przez rozległość terenu jest to najlepsza z możliwych opcji. Przejechałem wzdłuż rzeki od Bużysk do Kamieńczyka nad Bugiem w okolicach Wyszkowa. Całą trasę pokonałem Mazdą CX-5 z napędem 4x4 i tylko w kilku przypadkach sama świadomość tego, że napędzane są wszystkie koła dodała mi odwagi. Drogi, którymi dojechać można do rzeki są kiepskie, ale przejezdne. Ściągając nogę z gazu śmiem twierdzić, że przejedzie się nimi niemal każdym samochodem. Im będzie wyżej zawieszony tym lepiej. W momentach niepewności, zazwyczaj już bardzo blisko brzegu, nie podejmowałem ryzyka zarycia się błocie i ostatnie 100 czy 50 metrów pokonywałem pieszo. Stara zasada mówi, że „terenowość” auta mierzy się odległością z jakiej trzeba iść do wsi po traktor. Było mi szkoda czasu na wygrzebywanie się z błota. O tym, że trzeba być blisko rzeki przekonałem się dzień wcześniej. Zajrzałem wtedy do Zabuża, Serpelic i Gnojna. We wszystkich tych miejscach brodziłem w kaloszach w wodzie i okazało się, że dzięki temu Bug na zdjęciach zaczyna „wyglądać”.

Nie samą rzeką żyje człowiek

Bug to jedno, a otaczające go wsie to drugie. To właśnie one tworzą wraz z rzeką niepowtarzalny klimat. Momentami na końcu szutrowej drogi znajduje się kilka domostw. Zdają się one nic nie robić sobie z faktu, że mamy XXI wiek. Życie biegnie tam swoim rytmem. W najpiękniejszych zakątkach widziałem pojedyncze chaty kryte strzechą, ale one należą już do rzadkości i raczej nie wyglądały na zamieszkałe. To co urzeka w tych miejscach to fakt, że tętnią one życiem. Małe społeczności i wiecznie zajęci ludzie. Zazwyczaj już leciwi, przygarbieni, ale zawsze uśmiechnięci. Strasznie żałowałem, że ze względu na pandemię COVID-19 nie mogłem wejść z niektórymi w dialog. Zdecydowałem się na podróż odpowiedzialną i trzymałem się zasady – zero kontaktu. Pozostało mi więc nieme oglądanie tego cudownego świata. Często zatrzymywałem się przy krzyżach i kapliczkach, które gęsto poustawiane są przy drodze.

Mój Bug

Wiem jak mało wiem. Nie uważam, żebym zobaczył dużo i wiedział dużo więcej niż przed tą podróżą. Zmieniłem jedynie podejście, mam metodę i postaram się ją przy najbliższej okazji wykorzystać. Niestety dzieli mnie od Bugu zwrotna odległość prawie 500 km. Trudno stwierdzić kiedy uda mi się znowu wybrać w te zakątki, ale jestem przekonany, że warto tam zaglądać, fotografować i podziwiać ten piękny świat. Rozumiem teraz doskonale fascynację Artura Tabora, który poświęcił ogrom pracy i czasu, żeby uwiecznić te niezwykłe nostalgiczne pejzaże. Wiem, że nad Bugiem nie można się spieszyć. Ta rzeka płynie wolno i rozlana jest szeroko. Tak też trzeba ją oglądać. Powoli i dokładnie. Z perspektywy poprzednich wyjazdów wiem, że szybko się zniechęcałem – kiedy na pierwszy rzut oka nie widziałem potencjału do zdjęcia to jechałem dalej. Tym razem długo spacerowałem, delektowałem się chwilą, a sam Bug (czy może Bóg) nagradzał moją cierpliwość kolejnym pięknym kadrem.

Jedna rada dla wszystkich wybierających się nad Bug.
Zabierzcie kalosze. Kropka.

Bug
Szanuję Twoją prywatność. Korzystam ze statystyk głównie dlatego, że lubię wiedzieć ile osób do mnie zagląda. Szczegóły mojej polityki prywatności znajdziesz na dole strony.
Czytaj więcej
Zapisz się na mój newsletter!
100% ciekawych treści!
* pola wymagane