Nie samą rzeką żyje człowiek
Bug to jedno, a otaczające go wsie to drugie. To właśnie one tworzą wraz z rzeką niepowtarzalny klimat. Momentami na końcu szutrowej drogi znajduje się kilka domostw. Zdają się one nic nie robić sobie z faktu, że mamy XXI wiek. Życie biegnie tam swoim rytmem. W najpiękniejszych zakątkach widziałem pojedyncze chaty kryte strzechą, ale one należą już do rzadkości i raczej nie wyglądały na zamieszkałe. To co urzeka w tych miejscach to fakt, że tętnią one życiem. Małe społeczności i wiecznie zajęci ludzie. Zazwyczaj już leciwi, przygarbieni, ale zawsze uśmiechnięci. Strasznie żałowałem, że ze względu na pandemię COVID-19 nie mogłem wejść z niektórymi w dialog. Zdecydowałem się na podróż odpowiedzialną i trzymałem się zasady – zero kontaktu. Pozostało mi więc nieme oglądanie tego cudownego świata. Często zatrzymywałem się przy krzyżach i kapliczkach, które gęsto poustawiane są przy drodze.
Mój Bug
Wiem jak mało wiem. Nie uważam, żebym zobaczył dużo i wiedział dużo więcej niż przed tą podróżą. Zmieniłem jedynie podejście, mam metodę i postaram się ją przy najbliższej okazji wykorzystać. Niestety dzieli mnie od Bugu zwrotna odległość prawie 500 km. Trudno stwierdzić kiedy uda mi się znowu wybrać w te zakątki, ale jestem przekonany, że warto tam zaglądać, fotografować i podziwiać ten piękny świat. Rozumiem teraz doskonale fascynację Artura Tabora, który poświęcił ogrom pracy i czasu, żeby uwiecznić te niezwykłe nostalgiczne pejzaże. Wiem, że nad Bugiem nie można się spieszyć. Ta rzeka płynie wolno i rozlana jest szeroko. Tak też trzeba ją oglądać. Powoli i dokładnie. Z perspektywy poprzednich wyjazdów wiem, że szybko się zniechęcałem – kiedy na pierwszy rzut oka nie widziałem potencjału do zdjęcia to jechałem dalej. Tym razem długo spacerowałem, delektowałem się chwilą, a sam Bug (czy może Bóg) nagradzał moją cierpliwość kolejnym pięknym kadrem.
Jedna rada dla wszystkich wybierających się nad Bug.
Zabierzcie kalosze. Kropka.