Bergen
Późne niedzielne popołudnie ciągnęło się w nieskończoność. Brak snu coraz bardziej dawał mi się we znaki. Bergen było już blisko, a jednak droga nie miała końca. Tunele, zjazdy, podjazdy. Powoli opuszczałem północną krainę. Po kilku dniach w norweskiej dziczy dotarcie do miasta to jak kubeł zimnej wody na głowę. Na pierwszy strzał dwa razy źle pojechałem w tunelu i dzięki temu zwiedziłem dokładnie kilka zakątków miasta, których nie planowałem oglądać. Chciałem gdzieś zaparkować, ale nie udało mi się rozszyfrować znaków i uznałem za bezpieczniejszy parking wielopoziomowy, których z radości sypnął mi z automatu kilogramem bilonu.
Kilka kroków, kilka zaśmieconych ulic i już byłem przy targu rybnym i jak na dłoni widziałem najciekawszą część miasta. Spacerowałem i jakoś nie mogłem się odnaleźć - wyglądało to trochę jak Holandia, ale przypominało też włoskie wybrzeże, ale wyczuwałem też klimat północnych Niemiec. Im dłużej byłem w mieście tym ten “bigos” coraz bardziej mi się podobał. Nie było to coś “typowego”. Masa turystów i mieszkańców przywoływała myśli o kosmopolitycznym mieście i tylko jak chciałem coś przeczytać przypominałem sobie, że jestem w Norwegii. Nie wyczuwałem w ludziach napięcia i stresu. Uznałem to miasto za dobrym miejscem do życia na mapie świata.
Moje zwiedzanie, czy raczej włóczęga prowadziły utartymi od wieków ścieżkami. Ciekawostką jest fakt podawany prawie we wszystkich przewodnikach, że w Bergen niemal 200 dni w roku pada deszcz. Ja trafiłem na niedość, że bez deszczowe, to jeszcze bardzo upalne dni. Nocowałem na kempingu za miastem. Doskonała komunikacja - najpierw autobus, później tramwaj i w niecałe 50 minut byłem w samym centrum.
Za najciekawsze miejsca uznałem Bryggen i górę Fløyen. Wpisane na listę UNESCO drewniane domy przenoszą do innej epoki. W całym obrazie Norwegii jaki mam przed oczami to miejsce zjawiskowe. Oczywiście zatłoczone, głośne, ale przy chwili skupienia można tam naprawdę wyczuć kawał historii zaklęty w deskach i sękach.
Drugie miejsce to góra Fløyen królująca nad miastem. Warto wybrać się tam, że spojrzeć z góry na Bergen położone na siedmiu wzgórzach. Na szczycie mają początek liczne ścieżki - od kilkugodzinnych wycieczek, po krótkie spacery. Wyjazd do góry daje też możliwość “oddechu” i odpoczynku. Siedziałem dosyć długo zaczytany w powieści Juliusza Verne’a. Kolejka co ciekawe kursuje, aż do 23.00 więc nawet oczekiwanie na późny zachód słońca nie jest problemem.